Jest takie cudowne powiedzenie „zesr… się a nie dać się”, ale myślę sobie, że w przypadku ciała, mało się to sprawdza. Jeśli za bardzo chcesz, to organizm poddajesz ciągłemu stresowi. Już nasze życie jest nim wystarczająco przepełnione. Trening to też stres dla naszego ciała. Może później mamy inne, fajniejsze reakcje chemiczne, ale jednak jest on tym czym jest. Jeśli jeszcze dołożymy do tego stres w trakcie posiłku, stres poranny, przy ważeniu się przed skorzystaniem z toalety i po nim, to przecież poziom kortyzolu sięga u nas szczytu Burji Khalifa.

Moje największe „cielesne” progresy miały miejsce, gdy walczyłam o te treningowe. Byłam laską idąc na AWF, bo musiałam się przygotować. Kiedy biegałam po korcie od rogu do rogu, co by w końcu ustawić się do piłki a nie wpaść na nią jak Volvo w ścianę na crush testach, też nie mogę powiedzieć, że moje ciało było brzydkie. Później chciałam wyglądać jeszcze lepiej, więc jadłam miskę sałaty dziennie.
Fakt, byłam chuda, przez pół roku, po czym trafiło mnie jojo i to tak celnie, że guz mi na głowie pozostał. Wróciłam do normy i długo się nią cieszyłam, bo nie miałam czasu skupić się na tym jak wyglądam. Później przymusowa przerwa i powrót do sportu po to, aby pomoc swojej głowie. I wielka niespodzianka, bo przypadkiem zgubiłam 40 kg.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc teraz znowu mam ciśnienie, wysokie jak to, które panuje na głębokości Titanica. Nie cieszę tym, co udało mi się osiągnąć, bo wstaję rano i patrzę na obwisły tyłek i magiczne „boczki”, na które nie działa żadna peleryna niewidka. Wciągnę brzuch, ale jego cudowna muskulatura nadal nie wychodzi na światło dzienne. Czai się w ukryciu i pilnuje jak Batman Gotham City. Idę jeść śniadanie, niby wiem co jem, ale może za dużo, w sumie to jednak chyba za mało. Przełykam każdy kęs z myślą, gdzie do cholery tym razem to jajko pójdzie?! W tłuszcz na plecach czy w tyłek? Czemu tak w cycki nie idzie??!!! Obiad to męka a kolacja to udręka.

Przymierzam ciuchy. Generalnie to się mniej wylewa, kiecka mniej opina, ale ja i tak widzę ludzika Michelin w lustrze, ale w końcu mam przebłysk geniuszu: kobieto wrzuć na luz, bo bycie FIT do głowy Ci uderzyło! Skup się na rzeczach istotnych, a ciało samo dojdzie tam gdzie chcesz. Tylko daj mu spokój! Nikt nie lubi pracować pod presja, jakby tylko od niego zależało istnienie tego świata.

Ja szukam teraz treningowej drogi. Mam ogromną ilość programów do nagrania. Co mnie cieszy i motywuje. Miałam chodzić na rękach i co? Tłuszcz uderzył mi do głowy!!! Straciłam z oczu to, co ważne w sporcie. Do roboty! Pocić się! Dla lepszej siebie a nie tylko dla lepszego ciała! Może Ty chcesz nauczyć się tańczyć na rurce? Poznać sztuki walki? Stanąć na głowie, aby Twoje życie wróciło w końcu do normy? Znajdź cel! Nie walcz tylko o wygląd. Czerp przyjemność z tego co robisz, a nie myśl o tym, jak to będzie jak już dojdziesz tam gdzie chcesz. Działaj z głową, bo jeśli zatracisz kontrolę i równowagę to nie będzie żadnego ciała tylko mega wielki pasztet.

img_8173