Dziś będzie inaczej, nie o sporcie, diecie, czy byciu fit. Będzie o życiu.

Nigdy nie miałam problemów z wyglądem, wagą czy akceptacją samej siebie. Mega szczupła, 49-52 kg przy wzroście 169. Czułam się ładna, mądra, zawsze świat należał do mnie. Wiedziałam, że mogę wszystko. Wygląd był moim atutem i moją siłą. Myślałam, że to coś ważnego, do czasu… Przyszedł rak najbliżeszej mi osoby. Niby nie dotyczy to Ciebie, niby nic nie mowisz, ale psyche ryje równo! Dociera do Ciebie co jest w życiu ważne.

Niedługo po tym rozwalone kolano i operacja. Moje życie zmieniło się o 180 stopni w ciągu 2 dni. Z osoby biegającej codziennie już nigdy nie przebiegne 100 metrów. Były plany, marzenia i okazało się, że nigdy ich nie spełnie. Znalazłam coś innego. Zaczęłam ćwiczyć inaczej. Odnalazłam siebie na nowo. Po operacji kolana przytyłam. Moje mega aktywne życie zmieniło się w półroczne leżenie w łożku. Wstawanie przez 2 godziny tylko z pomocą mocnych leków, a i tak z ogromnym bólem, którego nie moge nawet opisać. Dziekuję, że miałam wtedy koło siebie ludzi, ktorzy mi pomogli. Rodzina, ale nawet moi kochani pacjenci. Darmowa terapia u jednego z lepszych fizjoterapeutów w Polsce. Nie musiał! Chciał, za co będę wdzięczna do końca życia!! To daje siłę. Pamiętam każda rehabilitację, przed którą brałam mocne tabletki, aby nie czuć bólu. Ze łzami w oczach zagryzałam grubą bluzę, aby jakoś dać radę. 

Jak juz wyszłam na prostą, zaczęłam wracać do formy, zaszłam w ciążę. Piekny okres, bylam aktywna, wszystko przebiegało według lekarzy wspaniale. Nie mogłam czuć się lepiej. Aż do dnia porodu. Wtedy nie wiedziałam, jak wielkie znaczenie miały słowa Pani doktor, która robiąc ostatnie usg, mówiła w żartach, że moja córka będzie baletnica, bo ma stopy przy głowie. Szkoda, że ona sam nie zrozumiała jak ważne było to co mówi. Najlepsze badania, lekarze i nikt niczego nie zauważył.

W nocy, w szpitalu akademii medycznej, wyspecjalizowanej w patologii ciąży próbuje urodzić, słyszę, ze nie umiem przeć. Ja nie umiem? Przecież znam swoje ciało. Gdyby nie siostra mojego pacjenta, która miala dyzur tamtego dnia sądze, że mnie i mojej G nie byłoby na świecie. Wymusila na lakarzach operowanie mnie. Co może myśleć młoda mama, którą zapewniali, ze nie ma problemów, ze jej dziecko jest zdrowe, gdy pokazują jej córkę z nogami przyklejonymi do brzucha, która nie rusza nimi w ogóle. Wtedy zrozumialam czemu mnie nigdy nie kopala będąc w brzuchu.

Minęło prawie 6 lat a jak nadal płacze mówiąc o tamtej chwili. Nikt mi nic nie mówił. Pamietam, jak przewożono mnie do sali, jak krzyczałam do męża czy widział nóżki naszej córki. On myślał, że chodzi o to, że są długie jak jego, bo tak mówili lekarze podczas każdego badania. Płakałam przez dobę. Nie moglam przytulić dziecka, nie miałam w co jej ubrać, bo zwykłych rzeczy nie dało się założyć. Leżała pod lampą przykryta pieluszką, bo tylko tak można było dać jej ciepło.

Wizyta psychologa, który tłumaczył, ze zdarzają się takie sytuacje. Tak zdarzaja sie!! Ale jak można tego nie zauważyć. Byłabym przygotowana. Nie czekałabym na poród po terminie. Widziałam na studiach wiele chorych dzieci i wiedziałam, że nigdy nie dam psychicznie rady pracować w pediatrii. Tak oczywiście są gorsze rzeczy, ale każdy patrzy na siebie, przez pryzmat tego co go spotkało. Lekarze zapewniający, że to zapewne nic złego, ale jednak robiący zdjęcia dla studentów, bo nigdy nie widzieli czegoś takiego w szpitalu, który ma wiele różnych przypadków z calej Polski, dla mnie, jako osoby ze środowiska medycznego było czymś niełatwym. Nie wspomnę o moim mężu, który nie był przyzwyczajony. Zobaczenie naszej córki, która „zginała” kolana tylko w druga stronę i machała nogami za głową było dla niego wstrząsem. U mnie adrenalina działała, po kilku godzinach od operacji, zero bólu, zero tabletek przeciwbólowych, podnosiłam mega ciężka torbę, aby znaleźć coś by przykryć moje maleństwo. Zmotywowana matka jest jak iron man. Mam w rodzinie lekarzy, więc od pierwszej sekundy wszyscy szukali pomocy, przychodzili lekarze spoza szpitala. W pierwszej dobie gips. Tylko takie mam zdjecia Giulii z tego okresu. Rok walki o to, by moje dziecko chodziło. Pierwszy jej krok był dla nas czymś niesamowitym, nie ważne, że nie wszystko jest jak trzeba, ważne że będzie chodzić, bo pierwsza myśl po porodzie była, ważne że główka i serduszko jest ok, nogi nie są takie ważne.

Gdy zszedł stres i okazało się, że będzie lepiej niż myśleliśmy przyszło załamanie nerwowe. Lęk przed wysiłkiem, aktywnością, przed sportem. Przed wejściem na stopień, zrobieniem 2 kroków z wózkiem lub wzięciem córki na ręce. W domu mieliśmy siłownie, przejście koło niej kończyło się atakiem paniki, tętnem 200 i szpitalem. Wszyscy lekarze mówili, tylko psychotropy, a dla mnie to była porażka, przegrana.

Zaczęłam terapię, dzięki której zrozumiałam co się ze mną dzieje, ale przyszedł moment, że rozdrapywanie przeszłości okazało się dużo gorsze. Uznałam, że muszę pokonać lęk i walczyć z tym co mnie zabijało i zrobić to właśnie robiąc to czego bałam się najbardziej.

Zapisałam sie na siłownie. Jeśli poddasz się własnemu lekowi przegrasz. Rower, poziom 1, kontrola tętna, 170, wysiłek zero. Pół roku z ręką na sercu ćwiczyłam, walcząc o każdą sekundę aktywności. Wtedy powstał DDS, powstał po to, by nauczać poprawnego plank, ale również po to, abym mogła wrócić do tego co kocham, czyli do pracy. To byl okres wielu podróży, zmian, ciągłego pokonywania siebie, które wciąż trwa.

Kadego dnia walczę, nie jest tak, że w 100% pozbyłam się lęku przed wysiłkiem, przed treningami, ale nie poddaje się, bo nie dam się pokonać. Każdy mój trening wiąże się z bólem kolana, pracuje glównie 1 noga, ale i z tym walczę.

Może zastanawiałaś się kiedyś dlaczego zajmuję się rozstępem mięśnia prostego brzucha. Tylko i włącznie dlatego, że to moja córka musiała z nim walczyć. A ja, która specjalizuje się w kolanie, kręgosłupie i generalnie w sporcie musiałam rozwinąć się totalnie w innej dziedzinie. I zaufaj mi, że jeżeli uczysz się czegoś, aby pomóc swojemu dziecku, to nauczysz się tego najlepiej na świecie. Wciąż mamy z G swoje ćwiczenia i swoje rzeczy do pokonania, ale kto nie ma.

Pisząc ten post nie wiedziałam czy go dodam. Wciąż nie mogę o tym mówić, ale myślę sobie, że przyszedł moment, aby się tym z Tobą podzielić. Kiedyś bałam się zjeść sałatę, bo przytyję, teraz wygląd nie ma dla mnie takiego znaczenia. Szukam w życiu radości. Ćwiczę by byc silna, by być dumna z siebie i z tego co robie. I jestem. Mam inne cele, nie są nimi mało tłuszczu, a 70 kg w dead lift. Robie coś tylko dlatego, że to lubię i się dobrze dzięki temu czuje. I wlaśnie tego chcę Ciebie nauczyć.

Żyj tak abyś była szczęśliwa. Ciesz się z tego co masz i w pełni z tego korzystaj. Wiem ile kosztuje i kosztowało mnie to, by być gdzie teraz jestem. Nikt nie będzie mnie oceniać ani mówić mi co mam robić i jak mam żyć. Pamiętaj to Ty decydujesz o swoim życiu. I proszę Cię, nigdy nie porównuj się do innych. Każdy z nas ma swoją własną historię, rzeczy z którymi walczy, nawet jeżeli coś Ci się wydaje takie samo, wcale nie musi takie być.
Uda Ci się. Wiem, że może jesteś zła, bo nie widzisz efektów, bo męczą Cię dzieci, ale każdy z nas ma gorsze okresy. Ja juz nie narzekam, szukam wszędzie pozytywów, a jestem totalna pesymistka. Mówienie o złych rzeczach przyciąga złą energie, tworzy w mózgu negatywne obrazy. Ja pokonałam siebie i swoje lęki, a przez pół roku nie żyłam. Nie byłam w stanie iść na spacer, przytulic córki biorąc ją na ręce.

Nie chcę abyś mi współczuła, chcę abyś zrozumiała, że możesz czuć się źle, bo wiem, że nie jestem jedyna i Ciebie też to dotyczy. Wiedz jednak, że możesz z tego wyjść. Możesz mieć szczęśliwe życie. To zależy od Ciebie i Twojej siły. Malymi krokami. Kreuj swoja rzeczywistość. Nawet jeśli nie widzisz światełka w tunelu zaufaj mi, że możesz je zobaczyć. 
Jeśli ja dałam rade i Ty możesz. Zacznij tylko skupiać się na dobrych rzeczach.

Są dużo gorsze historie od mojej, wiem i podziwiam ludzi, którzy dają radę przy tym wszystkim co ich spotkalo żyć normalnie, ale nie każdy z nich się dzieli swoja prywatnościa, co w 100% rozumiem. Ja piszę ten post, aby Ci pokazać, że możesz dużo więcej niż Ci się wydaje, że to co jest teraz się zmieni, a Ty możesz nadać tej zmianie kierunek.
Nie jesteś sama, masz siebie i ogromną siłę, która w Tobie drzemie.