Masz takie dni, w których jedyne o czym marzysz to schować się pod kołdrą? I nieważne czy wcześniej byłaś w pracy, zrobiłaś obiad dla wojska, 3-poziomowy tort na urodziny koleżanki, której nawet nie znasz, umyłaś okna, podłogi i sufit bo Ci się w głowie poprzewracało, zrobiłaś 4 pralki i 2 tony prania ręcznie w strumieniu na kamieniu, czy tylko po prostu wstałaś i już Ci się odechciało. Nieważne dlaczego, ważne, że NIE MASZ SIŁY na nic.
Beznadziejny dzień, brak sił, motywacja sięgnęła dna den.

I co robisz? Zagryzasz zęby, zakładasz buty, chociaż czujesz, że są z cementu i zaczynasz trening. Jest Ci tak niedobrze, że oddychasz tylko przez nos, aby nie otwierać ust, bo boisz się ze zwymiotujesz. I po co to wszystko? Bo chcesz sobie i wszystkim wokół udowodnić jaka jesteś silna, że przy Tobie dziecko Ironmana, Supermana, Batmana z korzeniami Cullenow, urodzone przez surogatkę w osobie Wonder Woman, której poród obierał Rambo, to tylko wątły słabeusz?

Cieszę się, że masz w sobie tyle samozaparcia, ale skoro o tym mowa to nie zawsze „zesrać się a nie dać się” jest najlepszym rozwiązaniem.

Codziennie trzeba walczyć z własnymi słabościami, lenistwem, tak, aby każdy dzisiejszy dzień był lepszy od wczorajszego, nie tylko pod względem fizyczności, ale również mentalnie. Umysł daje nam ogromne możliwości. Jeśli uwierzysz w siebie, to nic Cię nie zatrzyma. Bariery Tworzysz sam w swojej głowie. Jeśli zatem w niej jesteś zwycięzca, nie masz ograniczeń. Może napotkasz przeszkody. Może spotka Cię porażka. Ale to normalne. Dzięki nim budujesz siłę, charakter i szacunek do tego co udało Ci się osiągnąć a tym samym szacunek do samego siebie.
Dlatego tak ważne jest to, aby dbać nie tylko o ciało ale i o duszę. Głowa też potrzebuje resetu. Czasem odpoczynek daje dużo lepsze efekty jak zajechanie się. Musisz rozróżnić lenistwo od zmęczenia.

Jeśli odpuścisz jeden dzień, zrobisz coś lżej, bo nie masz siły, to tylko wyjdzie Ci to na dobre. Naucz się czasem odpuszczać. Zobaczysz, że świat się nie skończy. Jest to dla Ciebie trudne? Boisz się, że jak się poddasz tego jednego dnia to już się nie podniesiesz? Bojąc się upadku nigdy nie podejmiesz ryzyka. Jesteś tu gdzie jesteś a to o czymś świadczy.

Życie to nie zawody. Walcz o lepszą wersję siebie, ale nie kosztem siebie, tylko dla siebie. Odpuść w gorszy dzień, zrób coś spokojnego lub idź na basen i saunę. Masz dobry dzień, wykorzystaj to! Słuchaj swojego organizmu, oczywiście filtruj to co mówi do Ciebie. Paczka chipsów, 1 litr lodów karmelowych i pudełko oreo na przekąskę, to nie jest dobra opcja. Ale jedna z tych rzeczy raz na jakiś czas nie zrobi Ci krzywdy, a może nawet pomóc.

Dzień wolny od treningu to nie poddanie się. Nie wykonanie treningu w 100% to nie oznaka słabości, tym bardziej mojego 😉 Każdy program na dds ma być wyzwaniem dla danego poziomu, z początku niewykonalnym, aby było do czego dążyć. To nie jest wstyd przyznać się, że było ciężko, niestety często widzę że to problem. W dzisiejszym wyidealizowanym facebokowo-instagramowym świecie bycie nieperfekcyjnym to powód frustracji, wstyd być sobą, wstyd pokazać słabość, lepiej pokazać przerobione zdjęcie, okłamany meldunek treningowy lub piękny koktajl chia na śniadanie, aby pasować do ogółu wszechobecnej ściemy.

A jak się czujesz z tym, że okłamujesz sam siebie? Komentarze „jesteś piękna” „schudłaś” „wyglądasz zjawiskowo” muszą dołować, jeśli zdjęcie jest przerobione w photoshopie. Zachwyty po 2 godzinnym treningu, którego nie było na pewno są frustrujące. A koktajl chia zagryziony snickersem, chipsami i colą musi się „odbijać” na zdrowotności jeśli czytasz, że dla kogoś jesteś wzorem silnej woli, bo nigdy nie pozwalasz sobie na słodycze.

To, że coś Ci nie wyszło danego dnia to nic złego!! To coś normalnego, ale oszukiwanie siebie poprzez oszukiwanie innych musi powodować poczucie totalnej beznadziejności.

Każdy z nas ma gorsze momenty, KAŻDY.

Mam takie dni, że nie zrobię w całości mojego treningu i muszę robić nadprogramowe przerwy. Mam takie dni, że zrobię 3 i mi mało. Mam treningi, np. plankowe hiity, które są dla mnie wyzwaniem. Dużym wyzwaniem. A czasem to spacerek wzdłuż morza o poranku. Z taką samą satysfakcją melduję 1 hiit jak i 3.

Jestem szczera wobec samej siebie a to bardzo motywuje. Nie udaję, ze jestem mądra bazując na czyjejś wiedzy. Nie mówię, że jestem silna, bo ktoś silny stoi koło mnie. Nie chwale się pomysłami, jeśli nie są one moje. Nie udaję, że mam zajebisty dzień, jak jest denny. Nie zmuszam się do treningu jeśli czuję, że jeden krok to spacer farmera z 2 tonami po bokach. Dzięki temu czuję jeszcze jakąś normalność w tym wszystkim co robię i jak żyję.

Mam prawo czasem walnąć się na kanapę, przykryć kocem, wziąć kakao lub PIWO i puścić Dirty Dancing lub Pianistę, w zależności od tego na co mam ochotę. Jeżeli słyszę potrzeby mojego organizmu to czasem ich słucham.