Wczoraj mój fanpage Dla Dobrego Samopoczucia, teraz już lepiej znany jako DDS FIT, obchodził 11 urodziny. Osoby, które nie wiedzą dlaczego DDS…, to właśnie skrót od Dla Dobrego Samopoczucia.

Tego dnia bardzo chciałam napisać post urodzinowy, ale niestety miałam dużo pracy, nagrałam kilka treningów, spotkania z pacjentami do późnych godzin przyczyniły się do tego, że wieczorem padłam i nie byłam już w stanie skupić się na poważnych rzeczach. Po prostu nie miałam siły, ale dzisiaj chciałabym trochę do Was pogadać.

Trzeciego grudnia założyłam mój fanpage, siedząc na plaży, na Sycylii, ale to jeszcze nie był moment, w którym zaczęłam publikować. Pierwsze posty pojawiły się dopiero w lutym, kiedy już mieszkałam na Malcie. Teraz już wiecie czemu te wszystkie stare treningi mają piękny widok na Vallettę.

Skąd pomysł? Pamiętam, kiedy miałam swój prywatny gabinet w Warszawie trafiali do mnie jedynie ludzie, których po prostu było na to stać, a moje dotarcie do osób, którym mogłam lub chciałam pomóc było limitowane. Marzyłam jednak zawsze o tym, żeby każdy bez ograniczeń miał dostęp do rzeczy, które mogą poprawić jakość życia. I tak naprawdę, co zabawne, ja od dziecka wiedziałam, co chcę robić. Kiedy byłam małą dziewczynką, moja mama kupiła mi dwa filmy na wideo z ćwiczeniami Claudii Schieffer i takie różowe hantle z zieloną rączką. Jeden z tych treningów był nagrany na drewnianym podejście na plaży. I od tamtego momentu sama chciałam mieć taki program, z moimi ćwiczeniami, na podeście, z wiekiem na morze. Teraz możecie lepiej zrozumieć wszystkie backgroundy, które są w moich treningach nagrywanych w terenie. To takie spełnianie moich marzeń, które zaczęło się ziszczać właśnie na Malcie.

Oprócz tego, że chciałam nagrać trening z widokiem, to zawsze też pragnęłam pomagać ludziom wracać do formy po kontuzji, operacji czy po prostu pozbyć się ich problemów związanych z aparatem ruchu. Ja wtedy byłam małym dzieckiem i tak naprawdę jeszcze nawet nie do końca słyszało się o fizjoterapeutach. Nigdy nie miałam wątpliwości, co chcę robić, co studiować, jak pracować, w którą stronę iść w rehabilitacji. Zawsze miałam to w głowie ułożone.

Na samym początku, mając gabinet, pracowałam jako terapeuta manualny, ale zawsze zmuszałam moich pacjentów do ćwiczeń, bo czułam, że jest to integralną częścią całego procesu wracania do sprawności. W tym momencie moja praca w zawodzie to już pół na pół pracowanie na „żywo” i online.

Od kiedy założyłam DDS, poszłam trochę w inną stronę i zrozumiałam, że nawet jeżeli w magiczny sposób jestem w stanie pomóc pacjentom, czasami dwoma ruchami pozbyć się dolegliwości bólowych, to jednak nie jest to właściwa droga, bo ja nie chcę, żeby ci pacjenci do mnie wracali. A jeżeli pacjent nie jest świadomy tego, że musi ćwiczyć, żeby niektórych rzeczy się pozbyć, to on po prostu będzie wracał do mnie jak bumerang, co z finansowego punktu widzenia nie jest oczywiście złe, bo ja go „nastawię”, aby normalnie funkcjonował, niestety do czasu, aż znowu coś się popsuje. I zdecydowanie to nie jest coś, na czym mi zależy.

Druga rzecz, której niby byłam świadoma, ale teraz jak patrzę to niekoniecznie, to jest to, że my musimy skupiać się na przyczynach problemu, a nie leczyć objawy. Jak kiedyś przychodził do mnie pacjent z bólem w odcinku lędźwiowym, to skupiałam się na tym co się wtórnie popsuło. Oczywiście próbowałam nauczyć go prawidłowo ćwiczyć, wzmocnić mięśnie, ale pracowałam nad wszystkim, co jest słabe, przykurczone, przeciążone, bez skoncentrowania się na rzeczach, które doprowadziły do tego.

Dopiero teraz, pracując online, zajmując się treningiem medycznym, pracą funkcjonalną zaczęłam patrzeć holistycznie (Wiem, że to czytasz i wiem, że uwielbiasz to słowo, dlatego nie mogło go tu zabraknąć, haha). Rozumiem jak skupienie się na postawie jest ważne. I ta postawa jest podstawą, bo czy ktoś ma problem ze stopą, kolanem, rozejściem mięśnia prostego, kręgosłupem, szyją, bólami głowy, drętwiejącymi rękoma, to właśnie zła postawa się do tego w głownie mierze przyczynia.

Ja moją manualną pracą mogę to wszystko rozluźnić, rozciągnąć, ale finalnie, jeżeli nie poprawimy postawy, za chwilę ten pacjent znowu położy się na mojej leżance. Wiem, że jeśli nie pokaże mu co w jego ciele źle pracuje, nie nauczę go wejścia do prawidłowej postawy i nie dam odpowiednich ćwiczeń, on do mnie wróci, a ja nie chcę, żeby pacjenci do mnie wracali, chyba że na treningi personalne, po motywację lub abym trochę na nich pokrzyczała. Ja chcę uświadomić osobę, która do mnie trafia, jak sobie radzić w sytuacjach, kiedy boli i jak pracować, żeby już nigdy nie bolało, tak żeby mogła cieszyć się starością aktywnie i bez ograniczeń, mając 80 lat być w super formie, mobilna, szczęśliwa, podróżująca, korzystająca z życia. I wiem, że to jest możliwe.

To co teraz wiem zawdzięczam tak naprawdę DDS, który bardzo otworzył mi oczy na wiele tematów, ale jestem świadoma, że gdyby nie Jacek, założyciel CRS, który nauczył mnie myśleć, Andrzej, właściciel KLINIKI RUCHU, który postawił mnie na nogi po operacji kolana, pokazał o co chodzi w naszej pracy i jeszcze kilka osób, które miały ogromny wpływ na to, gdzie teraz jestem, zapewne robiłabym laser i pole magnetyczne. Dostałam szansę, miałam szczęście i wykorzystałam ją, kosztem studenckiego życia, ale nie żałuję ani sekundy. Ciężka praca wiele mnie nauczyła.

Wciąż jestem fizjoterapeutą, terapeutą manualnym, ale tak naprawdę dużo bardziej zbliżyłam się do mojego dziecięcego marzenia, nagrywania treningów nad morzem, na drewnianym podeście i pomagania wszystkim bez wyjątku wracać do pełnej prawności.

DDS założyłam w jednym z trudniejszych okresów mojego życia. To był czas po urodzeniu mojej córki, która jak niektórzy wiedzą, miała bardzo duże problemy z nóżkami, na samym początku do tego stopnia, że myślałam, że nigdy nie będzie chodzić. Walczyłam o nią przez ponad rok. I przez ten rok nie pracowałam. Po tym, co się wydarzyło w trakcie porodu, po tym, że moje dziecko po kilku godzinach od przyjścia na świat już było w gipsie, po tym, że zderzyłam się z totalnie inną rzeczywistością jak ta, na którą byłam przygotowana, po tym, że życie mojej córki i moje uratowała determinacja siostry mojego pacjenta, która zmusiła tak naprawdę kłótnią lekarza do tego, żebym była zoperowana, niesprawiedliwość, niemoc, przyczyniły się do tego, że kiedy moje dziecko zaczęło chodzić, ścięło mnie z nóg i walczyłam wtedy już z samą sobą i swoją głową. A moja głowa na tamtym etapie uznała, że zabroni mi jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Zrobienie dwóch kroków było dla mnie największym wysiłkiem życia. Ograniczyło mnie to w 99,9%, a ja całe życie żyłam sportem, skończyłam AWF, od dziecka jestem aktywna fizycznie. Moje życie zawsze kręciło się wokół sportu, prywatnie, zawodowo, hobbistycznie i nagle mając prawie 30 lat stałam się osobą, która nie była w stanie pójść na spacer, podnieść córki na ręce czy wyjść z domu. Po wielu różnych konsultacjach, szukaniu pomocy, jedyną drogą, którą mi dano były psychotropy. Kto mnie zna wie, że to nie ja i to nie moja bajka. Ja to w ostateczności mogę sięgnąć po paracetamol, jak już umieram.

Musiałam i chciałam coś zrobić, ale w zgodzie z samą sobą, postanowiłam więc po pierwsze wrócić do pracy, która dawała mi ogromną satysfakcję. Oczywiście trzeba było ją dostosować do warunków, które wtedy miałam, czyli do ciągłego przeprowadzanie się, zmieniania miejsca, w którym żyję co kilka miesięcy, latania z kontynentu na kontynent. Wtedy właśnie uznałam, że to czas na pracę online, co jeszcze na tamte czasy nie było tak bardzo popularne. Pamiętam też, że jak założyłam DDS, usłyszałam, że maksymalnie wytrzymam 2 tygodnie, ale jak widać minęło 11 i jeszcze daje radę.

Zrozumiałam też, że aby odzyskać siebie muszę wrócić do aktywności. Moja terapeutka nauczyła mnie, że z lękami musze walczyć i nie mogę się im nigdy poddawać, więc zapisałam się na siłownię, na której zaczęłam od rowerka stacjonarnego jeżdżąc na najniższych obrotach, na najniższym tempie, z tętnem ponad 200, przy prawie zerowym wysiłku. W tym samym mniej więcej czasie zaczęłam dla Was nagrywać treningi. To wszystko co wtedy zrobiłam było jak codziennie zdobywanie K2 zimą, walka ze sobą, stresem, atakami paniki. Myślałam, że ta walka mnie zabije, ale też ta sama walka przyczyniła się do tego, że poczułam się silna, a to pozwoliło mi odbić się od dna.

Jak teraz patrzę na DDS, to myślę sobie, że to jest najlepsza rzecz, która w życiu mnie spotkała. I nawet jeżeli można byłoby powiedzieć, że przez 11 lat mogłam osiągnąć dużo więcej, mogłam mieć dużo więcej followersów, mogłabym traktować DDS jako moje 100% źródło dochodu, chociaż ono jest moim jedynym źródłem zarobku, ale nie do końca, jest jeszcze czymś, co pozwala mi prowadzić życie na takim poziomie, na jakim bym chciała, to nawet jeżeli ktoś ocenia z boku, patrząc na to, że niektóre konta w pół roku wybijają się do miliona obserwujących, to ja wciąż uważam, że to jest najlepsza rzecz, jaka mi się w życiu trafiła. Wiecie dlaczego? Dlatego, że ja wstaję rano, wchodzę na YouTube i czytam komentarze od Was i się uśmiecham. Mam wokół siebie tak cudownych ludzi, ludzi, którzy są świadomi, wyluzowani, szczęśliwi, nieoceniający. To, jakie piszecie komentarze, jak opisujecie, jak się czujecie po treningu, jak coś pomaga, działa, meczy, jak mówicie, że coś mam z głową nagrywając niektóre rzeczy, sprawia, że widzę, że DDS ma sens. Jakie to jest piękne, kiedy coś wrzucam publicznie, czy do KLUBU DDS i widzę, że od razu to robicie, dajecie mi swój feedback, że Wam się coś podoba, że się z czymś zmęczyliście, że coś było ciężkie, bolesne, ale satysfakcjonujące. Czekam na te komentarz, bo nawet mając ponad 800 rzeczy na kanale, wciąż stresuje się ty, jaka będzie Wasza reakcja.

Czasami to właśnie w tych najgorszych momentach naszego życia robimy najlepsze rzeczy. Poznajemy najwspanialszych ludzi. Może dzieje się tak dlatego, że los nam chce coś wynagrodzić. Albo może sami to przyciągamy, chcąc coś poprawić, zrobić coś dobrego, odwrócić złą energię.

Uważam, że tworzymy tutaj niesamowitą grupę, grupę, która dodaje sobie sił, nie ocenia. Jest Wam obojętne czy ważę 50 kilo, czy 80, ufacie mi niezależnie od tego czy wyglądam czy nie, jak osoba, która może pomóc. Kiedy mam przerwę w tym, co robię, wciąż mnie wspieracie i nie zostawiacie. Tak wiele osób jest tu osób od samego początku istnienia DDS. Rozumiecie mnie, bo też macie gorsze okresy, bo doskonale wiecie, że jeżeli ja nie dodaję rzeczy, nie nagrywam, to nie dlatego, że mi się nie chce. To po prostu dlatego, że mogę mieć kiepski czas, problemy w moim życiu prywatnym, mogę być wypalona, przemęczona lub psychicznie nie mieć siły. Dlatego tak Was uwielbiam i naprawdę jak czytam rano przy kawie komentarze, to jestem szczęśliwym człowiekiem.

Wiecie co też jest cudowne? Dzięki temu, że ja staram się być prawdziwa, nie ukrywać smutku, radości, rozstępów, dobrej formy czy nadmiaru tkanki tłuszczowej, czuję, że nie jesteście skrępowani w moim towarzystwie. Poruszamy różne tematy, które często są tematem tabu, a nie powinny, bo dotyczą na przykład mięśni dna miednicy. Zdarza się, że na PIERWSZYM SPOTKANIU niektórzy stresują się, gdy rozmawiamy o robieniu siku czy o tym, jak wygląda ich życie łóżkowe. A później następuje rozluźnienie i bez skrępowania gadamy o rzeczach, które były dla kogoś ogromnym problemem, które ktoś chciał z kimś omówić, ale zwyczajnie się wstydził lub bał. Myślę sobie, że przez to, że czasami mi coś nie wyjdzie, że czasami odpuszczę, poddam się, że raz jestem szczupła, raz zalana tkanką tłuszczową, łatwo się ze mną identyfikujecie i nie stresuje Was moja osoba. Dzieląc się nie tylko pięknymi momentami, ale również tymi złymi, wiecie, że ja też po prostu jestem człowiekiem jak Wy i nigdy nie będę Was oceniać.

To, że na spotkaniach otwieracie się przede mną jest dla mnie też czymś bardzo pięknym. I daje mi takie poczucie, że ja jestem tu, gdzie powinnam być. I powiem Wam szczerze, że nawet w takich trudnych momentach, gdzie pracowałam po kilkadziesiąt godzin dziennie, nigdy nie myślałam, żeby zrezygnować z DDS. A czasem bywa ciężko. Napisanie mądrego posta zajmuje kilka godzin, artykułu kilka dni, zrobienie jednej rolki, która trwa trzydzieści sekund to godziny pracy. Zmontowanie filmu tak samo. I tego nie widać, macie tylko efekt końcowy. I czasami, kiedy robię wszystko, co sobie założyłam w głowie, spędzając po kilkanaście godzin przed komputerem i śpiąc po 3 godziny, nie widząc przełożenia pracy na realne wyniki, to zastanawiałam się, czy nie lepiej byłoby po prostu pójść do „normalnej” pracy, ale ta myśl to tylko kilkusekundowa frustracja, bo tak naprawdę wiem, że ja po prostu jestem tu, gdzie powinnam być i chcę robić to, co robię, bo to jest moje miejsce.

To, co tworzę na DDS od początku robię z myślą o Was, nie o siebie, ale to tylko dlatego, że miałam taką możliwość i jestem za nią ogromnie wdzięczna. Gdybym od samego początku musiała utrzymywać się z tego, na pewno wyglądałoby to inaczej. Ja nie miałam ciśnienia, robiłam to, co dyktowało mi moje serce. DDS był i jest moją przyjemnością i przez większość czasu nie musiałam myśleć o tym, że jest on pracą, dzięki której będę się utrzymywać. Bardzo to doceniam, bo dało mi to wolność. Wiem, że to wyglądałoby inaczej, gdybym po prostu musiała z niego żyć. A ja mogłam pozwolić sobie na wszystko, robiąc to w zgodzie ze sobą, od pięknych widoków na filmach po stworzenie studia, a nawet dwóch, aby móc nagrywać. Mogłam być w stu procentach wierna swoim marzeniem, a to na pewno miało ogromny wpływ na to, jak to teraz wygląda.

Dzięki DDS poznałam tyle cudownych osób. Uwielbiam Was, ćwiczących ze mną, moich pacjentów, wszystkich i każdą osobę z osobna, Wasze shifty, płaskostopie, niestabilne kolana i hiperlordozy, nasze czasem mega poważne, a czasem śmieszne, przyjacielskie rozmowy i wiadomości, wygłupy w komentarzach. Jesteście tak inni i stanowicie dla mnie mega wyzwanie, bo ja nie traktuję mojej pracy tak, że mamy godzinny trening do odwalenia i koniec. Myślę, co mogłabym zrobić, aby Wam pomóc, nagrywam treningi do KLUBU DDS, żeby były pod Was, tak, żeby to były rzeczy, których wiem, że potrzebujecie. Kto miał ze mną spotkania wie, że często przedłużam zajęcia, bo jeszcze musimy cos przerobić lub obgadać. Kocham pracować z Wami regularnie z tygodnia na tydzień, osiągać cele, szukać rozwiązań. Lubie wyzwania i takim wyzwaniem jest też początek współpracy. Kiedy trafiacie do mnie czuję ogromną odpowiedzialność, która na mnie spoczywa. Wiem, że jeśli się postaram, mogę coś zrobić, żeby Wam pomóc, żebyście zobaczyli, że coś jest do osiągnięcia, kiedy już słyszeliście naprawdę od bardzo wielu osób, że jest to niemożliwe.

Dla mnie nasze relacje są wyjątkowe, bo mogę zacząć dzień bardzo źle, a po wszystkich spotkaniach z Wami jestem już tylko naładowana pozytywną energią, nawet jeśli czasem jestem totalnie zmęczona, zwłaszcza po PIERWSZYM SPOTKANIU, które wyczerpuje mnie psychicznie i mentalnie, bo to są dla mnie bardzo challenge’owe sesje. Muszę się zastanowić, dlaczego coś się dzieje, znaleźć przyczynę Waszych problemów, żebym mogła Wam pomóc, żebyście mogli się pozbyć rzeczy, z którymi walczycie latami. Więc jest to dla mnie męczące, bo wymaga ogromnej pracy mojej głowy, ale ja uwielbiam te PIERWSZE SPOTKANIA i nawet jak wiem, że są one dla mnie bardzo trudne, to ja je po prostu kocham, a jak mam wizję, że ja po takim pierwszym spotkaniu będę mogła kogoś regularnie prowadzić, pomóc mu, osiągać ustalone wspólnie cele, jeżeli oczywiście będzie się słuchał i pracował, to dla mnie to jest tak gigantyczna motywacja i taka radość, że wspólnie możemy to zrobić, że sobie nawet nie zdajecie sprawy.

Dlatego tak bardzo kocham DDS, bo ja dzięki niemu poznałam i poznaje te wszystkie wspaniałe osoby. Jedną taką, Panią Punkcik, też poznałam dzięki DDS i wiem, że nigdy w życiu bym jej nie spotkała, bo mieszka w Niemczech, a jest to osoba, która jak potrzebuję coś kupić na Amazon.de, to zaraz to ogarnie, nawet jeżeli będzie musiała wszystkie ustawienia konta zmienić, z którą czasami jesteśmy w stanie robić stretching przez 10 godzin godzinie, tylko po to, żeby się przebijać w punktach na iWatchu, a czasami robimy wyzwanie, gdzie przez całe wyzwanie żadna nie ćwiczy. I to jest cudowne. Kocham, nawet jak jej nie ma i się uczy.

Ostatnio usłyszałam od bliskiej mi osoby, jak narzekałam na to, że mi ciężko, nie mogę się zmotywować, chciałabym widzieć większe efekty tego, co robię, że moja praca ma wartość, że realnie zmieniam życie ludzi, że jestem w stanie im pomóc, że to nie jest tak, że idę do biura, wykonuję swoją pracę i tak naprawdę nie czuję, jaki ona ma wpływ na innych ludzi. Zostało mi przypomniane, że to co robię ma sens i nieważne, czy mam milion osób czy dwie osoby, to jest to coś, co ma wartość. I powiem szczerze, że to bardzo mnie nakręciło do działania i w takich kryzysach, które mam, jest po prostu cudownie usłyszeć coś takiego. Dziękuję!

Nic nie dzieje się bez przyczyny. Uważam, że to, iż na pewnym etapie musiałam zmienić o 180 stopni moje życie, zamknąć gabinet w Warszawie, przyczyniło się do tego, że założyłam Dla Dobrego Samopoczucia, bo ja po prostu nie wyobrażałam sobie życia bez mojej pracy, moja praca jest moją pasją, jest czymś, co kocham, czymś, co dodaje mi energii. To takie moje powietrze, dzięki któremu mogę oddychać. Gdyby nie to, że moja córka urodziła się z ogromnymi problemami z nogami, a co za tym idzie różnymi innymi rzeczami, to ja nigdy nie zainteresowałabym się tematem rozstępu mięśnia prostego brzucha. Bo to dzięki niej zajęłam się tym tematem. To dzięki niej przejrzałam wszystkie rzeczy związane z rozejściem. Wszystkie badania, książki, artykuły, żeby poznać ten problem, bo ja jej musiałam pomóc. I finalnie doszłam do miejsca, w którym chciałam być, od kiedy byłam małą dziewczynką. I jak czasami jestem sfrustrowana, chciałabym więcej, denerwuję się tym, że mając 50 tysięcy obserwujących wrzucam post czy rolkę, nad którą pracuję 5 godzin i mam pod nią 2 lajki, to tak naprawdę przez większość czasu ja po prostu kocham moją pracę. Kocham tworzyć dla Was rzeczy, kocham osoby, które ze mną ćwiczą, kocham moich pacjentów i jak na niektórych się czasami wkurzam, bo mnie nie słuchają, nie ćwiczą, to i tak widzę, że na pewnym etapie wszystko idzie tak jak powinno, bo każdy musi też do niektórych rzeczy dojrzeć, w swoim tempie, nawet Ci, którzy na treningach dogrzewają się suszarka do włosów, a poźniej kupują Fivefingersy, o co nigdy w życiu bym ich nie podejrzewała.

DDS jest moją pasją, pracą i miejscem, które daje mi szczęście, a Wy jesteś moją motywacją do tej pracy. Czasami jest super, czasami coś może pójść nie tak, ale tak naprawdę zawsze jesteśmy dla siebie. Wy jesteście dla mnie, kiedy jest mi źle i ja jestem dla Was, kiedy Wy mnie potrzebujecie. Więc czy bym chciała, żeby to 11 lat wyglądało inaczej? Zdecydowanie nie.

Uważam, że to co tutaj razem tworzymy jest naprawdę czymś pięknym i jestem za to ogromnie wdzięczna. Mam nadzieję, że będę miała siłę ciągnąć to dalej, a Wy będziecie ze mną, dając mi możliwość robienia rzeczy dla Waszego dobrego samopoczucia.

Wiem, że było długo, ale kto mnie zna to wie, że ja kocham dużo gadać i też dużo pisać. Jeżeli dobrnęłaś, dobrnąłeś do końca, gratuluję i dziękuję. Prawda jest taka, że bez Was to by nie miało sensu. A teraz wskakiwać na matę, prostować się i próbować zrobić wszystko, abyśmy mieli fajną starość.